A więc obejrzałem również część drugą i trzecią. A skoro lubię, po kolei, będzie po kolei. Cześć druga jest strasznie słaba. Fabuła jest raczej cienka, sceny walki gorsze, a slapstick przeskoczył granice absurdu i stał się po prostu głupi. Dlatego o dwójce tyle.
Trójka natomiast, zatytułowana „Chiński Zodiac”, całkiem świeża bo z roku 2012 to kwintesencja filmów z Jackie Chanem. Bardzo trafnym komentarzem jest : „A Jackie Chan movie, in which Jackie Chan starrs… as Jackie Chan”. Ten akurat ma wszystko. Dobrą fabułę z drobną tajemnicą, bardzo dobrze choreografowane walki, odpowiednią ilość wyważonego slapticku i Jackie Chan’owy humor w odpowiedniej dawce. Do tego oferuje rozwój postaci, co często w filmach Jackie’ego się nie zdarza. W każdym razie lepszy niż oba poprzednie i warto zobaczyć.
Jednak co poruszyło mnie najbardziej, to nie film, a sceny w trakcie napisów. Sceny, które zawierają najbardziej niebezpieczne wyczyny Jackie’ego i jego przemyślenia na ich temat. Gość od 40 lat robi kaskaderkę wszystkich swoich filmów (podobno nawet jest na liście rekordów Guinessa) i niektóre z nich prawie kosztowały go życie. A on dalej to robi. Jeżeli to nie jest definicja pasji, to nie wiem co nią jest.