Krótko i od najgorszej.
Iron Maiden – The Book of Souls : nuda straszna, album jest za długi, nic się nie dzieje. Praktycznie rock progresywny. Teksty nieciekawe, refreny powtarzane w nieskończoność. Utwór 13 minut + 18 minut daje czas równy dobre starej płycie thrashmetalowej (np.: Reign in Blood). Chyba jeszcze gorszy od Final Frontier. 2/10
Judas Priest – Redeemer of Souls : podobnież nudny, taki na siłę podobny do Hell Bent for Leather i British Steel. Kawałki jednakowe, płaskie i bez polotu. Inwencja twórcza wyczerpana na Nostradamusie. 4/10
Motörhead – Bad Magic : tutaj bez zaskoczenia. Dostajemy czysty, prosty, motorheadowy przekaz, płyta jest dokładnie taka, jak możemy się spodziewać. Lemmy mimo wieku i ostatnich odwołanych lub przerwanych koncertów daję radę wokalnie. Utwory są szybkie, proste i konkretne, a mimo wszystko unikalne. 7/10
Annihilator – Suicide Society : ciekawy eksperyment dla tego „zespołu”. Użyłem cudzysłowie, bo lider zespołu Jeff Water, nagrał album sam, z wyjątkiem perkusji. Wokal, gitara prowadząca, gitara rytmiczna, bas i miksowanie. O dziwo efekt jest dobry, bo utwory są szybkie, kilkuwarstwowe, mają soczyste riffy i raz co raz zaskakują. Tylko jak on je zagra na koncercie ? 😛 7/10
Slayer – Repentles : majstersztyk, jeżeli chodzi o ten rok. Mimo problemów ze składem Slayer dostarczył nam bardzo solidny album. Mocne riffy, ciekawe solówki i interesująca kompozycja. Mimo wyczuwlnego kontynuowania trendu ostatni kilku nowszych płyt, wyraźny powrót do klimatów South of Heaven i Seasons of the Abyss. 8/10